nr 01 (126) 2017 - ARSENAL

Przejdź do treści

Menu główne:

ARCHIWUM
Pamiętacie czym dla nas były kolimatory na pistoletach jakieś cztery lata temu? Pewnie nie. A Ci, którzy pamiętają starają się o tym zapomnieć, bo wedle słów i opinii większości z nas, kolimatory były czymś… Były czymś co ma prawo działać tylko na openowych pistoletach w sporcie i przy tym wygląda śmiesznie. Tak samo zresztą jak Ci faceci w lajkrach z wieszakami zamiast kabur. Były też czymś co nie może być dość pewne i niezawodne by używać tego na służbie i zbyt mało wytrzymałe na wstrząsy wynikające z montażu bezpośrednio na zamku, by weekendowi komandosi mogli temu zaufać. Mało kto wiedział jak ich używać, na czym je montować i w jaki sposób sprawić, by składać się na nich do strzału szybciej niż na ukochanej muszce i szczerbince. Przyznaję. Ja też nie wiedziałem. Ale w szale zakupów wylądowałem właśnie w tamtych czasach z pistoletem wyposażonym w kolimator. Byłem ja, pistolet i czerwona kropka, która żyła własnym życiem. Zrobiłem więc to, co wszyscy, którzy zaczynali wtedy swoją przygodę z kolimatorami. Poddałem się.
Automatyczny Pistolet Stieczkina startował w konkursie tracąc sporo punktów swoimi gabarytami. Jednak, mimo podobieństwa do niemieckiego ideału, oferował on 20-nabojowy magazynek, 140-milimetrową lufę oraz możliwość prowadzenia ognia ciągłego. Pistolet ten wydawał się remedium na wszystkie problemy, choć tak naprawdę wyobraźnia stanęła przeciw rozsądkowi. Rozpoczęto produkcję małoseryjną broni, głównie dla oddziałów desantowych i dywersyjnych. Jak się okazało, broń miała tyle wad, co zalet. Przewyższała pistolet TT dwurzędowym magazynkiem na 20 naboi i celnością w ogniu pojedynczym, ale w zestawieniu z pistoletem maszynowym PPS wypadała wręcz tragicznie. Względem PPS jedyną zaletą była mniejsza masa, choć i tu należy dyskutować, gdy zestawimy oba pistolety z większą jednostką ognia.
S&W postanowił zaczerpnąć z konkurencji i stworzył Victory. Wykorzystując sprawdzony szkielet Modelu 22 A, skonstruował broń z owalną grubościenną lufą o długości 140 mm (5,5) połączoną z prostopadłościenną komorą zamkową, zamkiem wewnętrz i dwiema wystającymi powierzchniami chwytnymi z tyłu. Co ciekawe, lufę i komorę zamkową z zamkiem zamontowano na pojedynczą śrubę imbusową, wycofując się z zatrzasku stosowanego do Modelu 22 A. W efekcie, przy czyszczeniu, pistolet rozkładamy z wykorzystaniem klucza imbusowego przez wykręcenie dwóch śrub. Najpierw po wykręceniu pierwszej śruby odzielamy od szkieletu zespół lufa-zamek i wysuwamy zamek. Następnie odłączenie lufy od komory zamkowej wymaga wykręcenia drugiej śruby. Możemy wtedy wyczyścić broń i przy okazji wymienić lufę na inną. W katalogu mamy do wyboru jeszcze dwie. Jedną żebrowaną wzdłużnie z demontowanym kompensatorem, drugą z rdzeniem stalowym w obudowie z kompozytu węglowego.
Noszenie broni na co dzień wymaga specjalnych umiejętności związanych z ukryciem jej na ciele. Ważne jest niezwracanie na siebie uwagi taktycznym ubiorem, gestami zdradzającymi, że mamy coś do ukrycia, ciągłym poprawianiem odzieży w miejscu przenoszenia broni. To jeden z podstawowych błędów popełnianych przez osobę, która nosi broń i co pewien czas poprawia ubranie, starając się zakryć coś na linii pasa. Amerykanie już od dawna prowadzą kursy, gdzie uczą przenoszenia broni ukrytej, czyli Concealed Carry. Chodzi o zasady, których nie możesz łamać, jeśli nie chcesz się zdradzić. W naszym kraju powoli zaczyna się dostrzegać taki sposób podejścia do tej kwestii. Pojawiają się nowi instruktorzy próbujący zaszczepić takie zachowania wśród użytkowników broni palnej. Pojawia się również dużo sprzętu ciekawego... i tego mało przydatnego.
Historia założenia i rozwoju amerykańskiej firmy CRKT, zaliczanej dziś do ścisłej czołówki światowych producentów noży, była przedstawiona na łamach magazynu „Arsenał” w numerze sierpniowym 2012 r. Jak dziś się ma firma, która na dobre zadomowiła się na polskim rynku już ładnych kilka lat temu? Wygląda na to, że całkiem nieźle, choć tymczasem przeżyła kilka przekształceń własnościowych i po jej założycielach w dostępnych szerokiej publiczności informacjach wszelki ślad zaginął. Firma zmieniła również siedzibę, obecnie znajduje się w Tualatin, w stanie Oregon. Swoją drogą, jest to chyba najbardziej „nożowy” stan USA, w którym mieści się znaczna część amerykańskich firm producentów noży. Amerykanie lubią zmiany, często też całkiem niespodziewane, choć niekoniecznie kwapią się ujawniać ich powody. Bez zmian natomiast pozostaje polityka marketingowa firmy, polegająca na tym, aby zaoferować użytkownikowi dobry produkt w dobrej cenie. „More knife for the spent dollar” – jak to czasami mawiają Amerykanie, czyli „więcej noża za wydany dolar”. Na odrobinę luksusu firma czasami też sobie pozwala.
Wyposażenie i wielkość naszej apteczki określa przede wszystkim zadanie, do jakiego ma służyć nasz zestaw medyczny. Czy ma to być apteczka na strzelnicę, wycieczkę do lasu, w góry na kilka dni, czy też apteczka do samochodu lub do pracy (ochrona, służby mundurowe). Te wszystkie czynniki muszą zostać uwzględnione podczas doboru kształtu, wielkości i samego wyposażenia apteczki. Można wiele mówić, co trzeba, a czego nie wolno mieć w naszym zestawie, ale istotnym kryterium są finanse, które możemy przeznaczyć na jej wyposażenie (wiadomo że na bezpieczeństwie nie można oszczędzać). Dlatego trzeba umieć działać na profesjonalnych opatrunkach, a także umieć je zastąpić opatrunkami improwizowanymi. Na pewno każda z apteczek będzie miała kilka takich produktów, które są wyposażeniem obowiązkowym. Wspólnym wyposażeniem, które powinno się znaleźć w każdej apteczce, są rękawiczki jednorazowe nitrylowe, maseczka do sztucznego oddychania, opatrunki do tamowania krwawień (np. OALES, opatrunek izraelski lub inne), opaska zaciskowa tzw. staza taktyczna, nożyczki ratownicze.
Kluczową sprawą jest powtarzalność strzałów. To znaczy, by za każdym razem strzelać z taką samą energią wylotową pocisku. Inaczej na tarczy przestrzeliny będą nam układać się w pionie raz wyżej, raz niżej w zależności od energii strzału (oczywiście pomijamy tu podstawową przyczynę – błędy strzelca). Uzyskuje się to, odmierzając te same porcje prochu do każdej komory bębna. Te miarki, czyli naważki, porcjujemy wykorzystując np. łuski lub w przypadku prochownicy odpowiednie końcówki. Można oczywiście odważać proch i porcjować, jednak czarny proch przemysłowy (a tylko takiego używamy w strzelectwie) ma określoną granulację i metoda objętościowa w pełni wystarcza. Naważka na początek to z reguły ok. 1 g CP (dla kalibru .44, a dla .36 z reguły trochę mniej). To mniej więcej wypełniona łuska 9 mm PARA. Później metodą prób i błędów każdy dobiera swoją optymalną naważkę (z reguły nieco więcej lub mniej, ale to „nieco” czasami jest istotne), czyli dającą najlepsze skupienie na tarczy. O łuski na strzelnicy nietrudno, więc o miarkę do prochu na początek także.
Strzela się z niego naprawdę dobrze, pomimo małych rozmiarów, krótkiego chwytu. Jeśli podłączymy magazynek powiększony o stopkę, daje to solidny chwyt. Pistolet podczas strzału zachowuje się bardzo dobrze, nie ma kłopotu z oddawaniem celnych, wielokrotnych strzałów. I pomimo tego, że to Glock i standardowy język spustowy pozostawia wiele do życzenia, można dobrze z niego strzelać. Dzięki zastosowaniu potrójnego system zabezpieczenia w konstrukcji Glocka, zewnętrzne na spuście i dwa wewnętrzne na iglicy, możemy w sposób bezpieczny przenosić nabój w komorze nabojowej, co jest szalenie ważne podczas sytuacji związanych z użyciem broni w samoobronie – znacznie skraca czas. Trzeba przyznać, że po tylu latach stagnacji i pojawieniu się Generacji 4, która nie zyskała wielu zwolenników, Glock 43 sprawia miłe zaskoczenie. Idealnie nadaje się na pistolet do samoobrony, przenoszony na co dzień.
Wszystkie materiały publikowane na stronach są własnością STREETSMART. Copyright © 2017 STREETSMART
Design m3studio
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego